czwartek, 11 października 2012

Pierwsza lekcja języka węgierskiego

Tarnowskie Towarzystwo Przyjaciół Węgierskich. Dwa lata temu postanowiłem nauczyć się języka węgierskiego. Poszedłem w lutym się dowiedzieć i okazało się, że kurs zaczął się od października i nie nadrobię. Więc czekam na następny rok i się okazuje, że przeprowadzka do Krakowa, żeby zobaczyć jak wyglądają studia na AGH.
Teraz kolejny rok się zaczyna i nie zmarnuje tej okazji!

Poszedłem na spotkanie inauguracyjne. Okazuje się, że lektorka która specjalnie z uczelni przyjeżdża (na swój wiek atrakcyjna) do Tarnowa w czwartki i uczy od 12 lat węgierskiego u nich. Kilka rzeczy mnie zaskoczyło co przebija wszystkie szkoły językowe. Jak samo słowo mówi "towarzystwo" to nie jest jakaś szkoła gdzie są szkolne ławki i wygląd jak w normalnej szkole. Nie dość, że stoły są okrągłe i krzesła jak w normalnym mieszkaniu to ewidentnie widać różnicę oraz nie czuć "szkolnej dyscypliny". Schemat nauczyciel - uczeń nie był tak widoczny jeśli chodzi o nadrzędność/podrzędność. Tutaj nauczycielka po prostu miała większą wiedzę na temat języka węgierskiego i przekazywała innym i choć używa się formy grzecznościowej "Pani/Pan" to wszyscy uczestnicy są na stopie przyjacielskiej. Zaskoczył mnie fakt, że byłem najmłodszy. Duża większość to starsi ludzie, który nie zdziwię się , że mają już potomstwo a nawet wnuki. Pytałem się o motywy dlaczego wybrali akurat język węgierski. Odpowiedzi były podobne. Albo spodobał im się Węgry na urlopie i chcieli coś cokolwiek zrozumieć będąc tam i po prostu następnym razem chcieli wrócić, żeby mieć kontakt słowny z obywatelami tego kraju. A jeden gość dostał jakąś kartkę z węgierskimi życzeniami i poszedł do tego towarzystwa żeby przetłumaczyli i przekupili go życzliwością. Fakt, jest inna atmosfera niż zaznałem w szkole. To była grupka ludzi pasjonatów tego języka i wszyscy doskonale się znali. Niektórzy chodzili trzy lata i się śmiali, że nic nie umieją i że ich poziom cofa się. Poczęstowali wszystkich węgierskim winem i przewodnicząca towarzystwa powiedziała jaka jest sytuacja. Lektorka pracuje w UJ ale mieszka poza Krakowem i musi zdążyć na ostatni autobus do swojej wsi, bo inaczej jest uziemiona w tym mieście. Wcześniej istniały trzy grupy. Dla początkujących, średnio-zaawansowanych i zaawansowanych i półtora godziny dla każdego wystarczyła. Niestety z powodu modernizacji linii kolejowych pociąg teraz jedzie do Tarnowa przez dwie godziny i czas zmniejszył się do trzech godzin czyli zostały stworzone dwie grupy. Ja i jakiś starszy pan zostaliśmy przyjęci a dowiedziałem się, że 6 osób przewodnicząca musiała odmówić. Dlaczego mnie i tego pana przyjęli? Tego Pana to rozumiem, prowadzi sklep z węgierskimi winami i ma dużą wiedzę (oraz znajomości) na Węgrzech. Mnie pozwoliła uczestniczyć ze względu, że miałem pojęcie co mnie czeka choć przypuszczam, że zniekształciła prawdę mówiąc "że przeczytałem książkę Eugeniusza Mroczki pod tytułem Zwięzła gramatyka języka węgierskiego". To że przeczytałem to nie oznacza, że zrozumiałem oraz wtedy czytając zrozumiałem, że potrzebuję kogoś który mi by wyjaśnił, wytłumaczył i poprawił błędy, bo na chwilę obecną jako samouk dla mnie jest niemożliwością nauczenie się tego języka. Więc zostałem rzucony na głęboką wodę. Nie wiem czy sobie poradzę ale warto próbować. Jestem w grupie średnio-zaawansowanej i jest coś co mnie też kupiło to towarzystwo. TO, że jak zapłaciłem to mogę uczestniczyć w każdej grupie jak chcę. Zdeklarowałem, że chcę być obserwatorem w grupie zaawansowanej (od 16:00 do 17:30) i zostawiałem na grupę średnio-zaawansowaną (od 17:30 do 19:00).
I nadszedł ten dzień... Dzisiaj poszedłem na 16:00 do TTPW zobaczyć co się stanie. Mało osób ale to ponoć norma, bo ten język jest niszowy. I lektorka od startu zaczęła mówić tylko w języku węgierskim. No tak... przecież jestem w grupie dla zaawansowanych. Nic do mnie nie docierało ale rozumiem proces, który aktualnie przechodzę. Jestem ignorantem i teraz po prostu zdobywam wiedzę i umiejętności a aktualnie przyzwyczajam się do brzemienia tego języka. Na całe szczęście pojedyncze słowa kojarzyłem i dla mnie to był już sukces. Dostałem kartkę z 20 nowymi słówkami (Új szavak) z działu egészségügy (służba zdrowia).
Jakie to są nowe słówka...
biztositási kártya - karta ubezpieczeniowa
megvizsgál valakit - przebadać kogoś
érzéstelenít valakit - znieczulenie kogoś
szakorvos = lekarz specjalista
non-stop ügyelet - ostry dyżur
valamilyen betegségben szenved - ktoś cierpi na jakąś chorobę
mentőláda - apteczka
megméri a pulzust - zmierzyć puls
baleseti sebészet - chirurgia pourazowa
visszatartja a lélegzetet - wstrzymać oddech
vérkép - morfologia
székletvizsgálat - badanie moczu
vizeletvizsgálat - badanie kału
tüdőszűrés - prześwietlenie płuc
roham - atak (tylko  w przypadku choroby)
gyógyszert szed - przyjmować/zażywać lekarstwa
diagnózis - diagnoza
lüktető fájdalom - pulsujący ból
valaki ki van merülve - ktoś jest wyczerpany
vírusbetegség - choroba wirusowa

Patrzę na listę z niedowierzaniem. Miałem minę taką http://podpiszobrazek.pl/2221/Czekam_na_dzien_kiedy_tego_uzyje
Rozumiem, że to grupa zaawansowana i takie coś im się przyda (śmiali się, że next time jak będą na Węgrzech to jak będą chorzy to wiedzą jak w szpitalu się odnaleźć). Aczkolwiek zastanawiam się ile będzie trwała znajomość słówka takie jak "badanie kału" no i kiedy w prawdziwym życiu użyję... pewnie jak mi się spodoba jakaś Węgierka i zamiast "szervus" powiem "kiedy ostatnio robiłaś badanie moczu?". Jako zwolennik teorii "uczę się słówek, które są aktualne potrzebne, które rzeczywistość przesyła jakie mam się uczyć i użyć do kontekstu w którym się znajduję" poczułem lekką obawę. Na lekcji ewidentnie było stymulowanie lewej półkuli czyli sama logika. Przetłumaczenie zdań "jest weekend więc musimy jechać na ostry dyżur, bo mój lekarz nie przejmuje jest dobre jeśli chodzi o zabawę w gramatykę, która jest istotna w języku węgierskim. Aczkolwiek znając metody uczenia się za pomocą kilku zmysłów, tworzenie śmiesznych historyjek, używanie zdań/słówek będąc w kontekście i w stanie emocjonalnym wiem, że lepiej się to zapamiętuje. Rozumiem, że zbudowanie takich warunków jest ciężkie, bo nie jesteśmy na Węgrzech i nie można odwiedzić szpitala. Rozumiem, że słówka są istotne ale "chirurgia pourazowa" to podobnie jak pierwszym słowem dla obcokrajowca, który uczy się polskiego byłoby "dyliżans". Jednak nadal mam świadomość, że jestem nowy i zielony a oni uczą się od kilku lat no i oczywiście różnimy się poziomami. Nie jestem w grupie początkującej gdzie uczymy się podstaw ale w zaawansowanej więc nie ma co narzekać, że po jakiego grzyba mi znajomość słówka "morfologia".
Kupiłem sobie już wcześniej zeskanowe podręczniki (dla początkujących i średnio-zaawansowanej) no i zamówiłem kolejne z innej firmy. Jak się wtopić w ten język to na całego. Zasady można opanować. To nie jest niemożliwe do opanowania. Okazuje się, że nie jest trudne tylko problem jest w tym, że trzeba przejść przez wcześniejsze kroki, żeby je zrozumieć. A ja uczę się pochodnych i całek nie znając tabliczki mnożenia. Sam wybrałem to wyzwanie i nie wiem jaki będzie efekt w przyszłości (zapewne w dalekiej) ale mój przyjaciel z Miskolca zadeklarował, że mi pomoże.
Lubię uczyć się czegoś nowego i chcę zainwestować czas i energię w to. Później wystarczy znaleźć aplikacje i zastosowanie w życiu codziennym i znajomość języka węgierskiego będzie używana. Jak? Jako przyszły konserwator zamierzam w przyszłości pracować w Czechach i na Węgrzech. Zapewne jest multum zabytków do renowacji. Po drugie inny model świata widzą Węgrzy.  Jest to język aglutynacyjny.
Z Wikipedii:
Aglutynacyjność (dosł. sklejanie) – w językoznawstwie proces morfologiczny polegający na stosowaniu różnego rodzaju afiksów, określających funkcję składniową wyrazu w wypowiedzeniu. Od końcówek fleksyjnych afiksy te odróżnia luźniejszy związek z rdzeniem wyrazu oraz ich częsta jednofunkcyjność – zazwyczaj określają one tylko jedną kategorię gramatyczną, co niesie za sobą konieczność jednoczesnego dodawania do wyrazu wielu afiksów np.
vonat - pociąg
vonatban - w pociągu
vonatból - z pociągu
vonathoz - ku pociągowi
vonatnál - przy pociągu
vonatra - na pociąg
Po trzecie zaczyna mnie fascynować temat przyjaźń i historia polsko-węgierska i jak ona powstała. Chcę poznawać tamtejszych mieszkańców, miasta, język oraz kulturę no i słynną kuchnie węgierską.
Po czwarte lubię wyzwania. Jestem ciekaw czy nadrobię zaległości, czy sobie poradzę z brakami oraz czy zakocham się w tym języku.

jó éjszakát!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę pamiętać o napisaniu swojego pseudonimu pod komentarzem jak nie masz konta